zakazy nazewnictwa

4.6
(5)

Opublikuj zdjęcie: kobieta z książką | © Kris Møklebust na Pexels

Nasza komunikacja międzyludzka działa całkiem dobrze za pośrednictwem wspólnego języka. Niestety rządzący współobywatele zawsze próbowali wpływać na innych obywateli poprzez manipulację językową.

Najbardziej znane są prawdopodobnie zakazy nadawania imion przez starożytnych Egipcjan, którzy po prostu wymazali z pism świętych niechcianych władców iw ten sposób pozostawili ich w zapomnieniu na nadchodzące stulecia. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu dyskutowano, czy nie byłoby sensowne dla społeczeństwa po prostu usunąć nazwiska przestępców z mediów – przynajmniej po to, by utrudnić domniemanym naśladowcom.

Podobnym zabiegiem jest retusz zdjęć, który również najczęściej występuje w dyktaturach i sprawia, że ​​niepożądani współobywatele znikają ze zdjęć prasowych.

Wszystkie te próby zakazania nazw — nawet tych z Harry Potter Historie – ostatecznie były bezużyteczne i być może działały dla starożytnych Egipcjan tylko przez kilka stuleci – co moim zdaniem maluje bardzo mętny obraz tej „zaawansowanej kultury”.

A to, co już nie działa z nazwami, z pewnością nie będzie działać z terminami! Ponadto nigdy nie było dobrze próbować rozwiązywać problemy, po prostu je tłumiąc.

Z tego powodu systemy totalitarne i społeczeństwa otwarte dziesiątki lat temu zaczęły zmieniać nasz język nie poprzez zwykłe zakazy, ale niezdarną manipulację. Tutaj eufemizmy z naszych zachodnich społeczeństw są nadal najbardziej znane, takie jak B. gdy sprzątaczka zostaje sprzątaczką lub robotnik niewykwalifikowany zastępcą kierownika.

Ale nawet te bardzo nieudolne próby manipulacji językiem przynoszą owoce tylko na bardzo krótki czas. Dlatego już miał George Orwell wynalazł nowomową i doprowadził ją do pełnego rozkwitu w powieści z 1984 roku. Jak jednak do dziś możemy się przekonać, nowomowa sprawdza się tylko w systemach totalitarnych i nikt nie jest dziś w stanie przewidzieć, czy nowomowa przetrwa choć chwilę.

Dlatego z pewnością byłoby lepiej dla wszystkich zaangażowanych, gdyby problemy i konflikty były rozwiązywane otwarcie iw sposób regulowany, niż angażowanie się w takie gry o bardzo wątpliwym pochodzeniu i jeszcze bardziej wątpliwych intencjach!

A ponieważ każdy język zmienia się sam - każdy z nas zna niezliczone przykłady - nie ma potrzeby żadnych zakazów dotyczących języka, mowy, nazwy, a nawet pojęcia! Każde państwo, które angażuje się w takie próby prohibicji, musi zostać oskarżone o działanie co najmniej w sposób całkowicie wątpliwy, jeśli nie o totalitarny program.

Jeśli ludzie nie chcą już słowa „Fräulein”, to słowo to samo znika z języka, a czytelnicy lub słuchacze starszych książek lub innych mediów prędzej czy później muszą dowiedzieć się, co mówca lub pisarz chciał nim wyrazić.

Całkowitym szaleństwem jest chęć późniejszego usunięcia martwych słów, takich jak „panna”, ze wszystkich książek i innych dokumentów! — które, notabene, robimy obecnie z wielką pasją w wielu częściach Europy.

Każdy ma całkowitą swobodę nie wkładania pewnych słów w usta. Istnieje niezliczona ilość takich słów we wszystkich językach, które zwykle nie są aktywnie używane. I większość z nich nie musiała być specjalnie zakazana.

Do dziś wszystkie społeczności językowe regulują swój język całkowicie niezależnie, a wielu moich współczesnych uśmiecha się na widok tak szalonych prób, jak ja do dziś, jak np. B. język naszych francuskich sąsiadów, aby ich język był wolny od anglicyzmów.

I dlatego nie mogę aprobować obecnej dyskusji na temat samozwańczych dyktatorów języka niemieckiego i ich posłusznych popleczników, którzy teraz przemykają przez wszystkie media i propagują „słowo na N”, a jednocześnie starożytne słowo „Neger ", które być może wypadły również z czasów nowożytnych. (łac. czarny) chcą zakazać.

Podejrzewam, że ci idioci – również ładne stare słowo – sprawiają, że słowo negro jest znowu społecznie akceptowane. Przykładem może być „słowo na F”, gdzie prawie każda dama mówi dziś bez wahania „Fuck You!”.

Ale naprawdę złe jest to, że w naszym społeczeństwie modna i akceptowalna jest chęć egzekwowania nawet najbardziej szalonych zakazów. Ostatecznie ci idioci wtedy też zaakceptują karę śmierci, bo kto nie chce podążać za ich pogmatwanymi ideologiami, nie ma prawa istnieć.

Proszę zanotować: "Kto pali książki, pali też ludzi!"

A jak wszyscy wiemy, książki składają się ze słów.

„Tam, gdzie palisz książki, palisz ludzi”. 

Heinrich Heine, Almansor (1823)

Jak pomocny był ten post?

Kliknij gwiazdki, aby ocenić post!

Średnia ocena 4.6 / 5. Liczba recenzji: 5

Nie ma jeszcze żadnych recenzji.

Przykro mi, że post nie był dla Ciebie pomocny!

Pozwól mi poprawić ten post!

Jak mogę poprawić ten wpis?

Odsłony strony: 3 | Dzisiaj: 1 | Liczę od 22.10.2023 października XNUMX r

Udział:

  • Heinrich, twój artykuł wydaje mi się zbyt ogólny i uderzający. Twój nagłówek nazywa się zakazami imion i prawdopodobnie powinien nazywać się zakazami słów. A twoje wypracowane tezy kończą się z. B. że prawie każda dama bez wahania mówi pierdol się (cytat) - nie znam takich pań. Uważam też, że twój wniosek o karze śmierci za nieistnienie jest przesadzony, ale to przyciąga uwagę. Słowa zmieniały się przez tysiąclecie, pomyśl o minstrelach Walthera von der Vogelweide’a lub przekłady Biblii Lutra, które są również dostosowane do aktualnego trybu językowego.
    Dwa dni temu moja 2-letnia wnuczka przyniosła mi książkę z Klett Kinderbuchverlag zatytułowaną „Wurstkackfabrik”. Ma to mieć wartość edukacyjną - przepraszam, nie rozumiem tego. Lubię czytać dobrze napisaną literaturę i na szczęście jest jej całkiem sporo. Jeśli od czasu do czasu poprawiam swoje wnuki w pewnych wyrażeniach — ok — to też jestem trochę totalitarny.

    • Dziękuję Urszulo Lubię też czytać dobrą literaturę, a niektóre nowe książki dla dzieci pozostawiają mnie bez słowa. Tak, język ciągle się zmienia, z zakazami lub bez. A ta rzecz z panią była prawdopodobnie zbyt dobrą grą słów.

      Tak, moje posty na blogu są celowo odważne i nadal próbują oczarować jednego lub drugiego czytelnika grą słów. Celem jest wywołanie reakcji czytelników. Post bez jakiejkolwiek reakcji byłby napisany tylko dla mnie.

      Niestety „kara śmierci” w wyniku zinstytucjonalizowanych (!) zakazów nie jest przesadą, ale wydarzeniem, które można zaobserwować raz po raz. Stąd łuk od starożytnych Egipcjan do Heinrich Heine.

      Nawiasem mówiąc, istnieje ogromna różnica między zakazaniem słów przez państwo lub po prostu patrzeniem na nie z dezaprobatą jako nieodpowiednimi i zapomnieniem ich w rezultacie. Ja też wielokrotnie próbowałem wyperswadować moim współobywatelom jedno lub dwa słowa, np. B. „Cześć” lub „posiłek” — ale nigdy mi się to nie udało.

  • Kiedy dorastałem w latach 60., „gówno” było uważane za „niemożliwe słowo” w rodzinach z klasy średniej. Jak któreś z moich rodzeństwa albo ja to powiedziałyśmy, to trzeba było natychmiast wstawać, iść do łazienki i myć buzię mydłem (kara bardzo skuteczna, nie miła). Sukces tego środka jest dobrze znany, słowo S było społecznie akceptowane jeszcze przed Horstem Schimanskim.